Kilka lat temu na Uniwersytecie Łódzkim prowadziłem zajęcia o organizacji i animacji kultury dla kulturoznawców. Spotkania cieszyły się zainteresowaniem nie tylko ze strony specjalizacji literaturoznawczej, której były dedykowane, a przyciągały też inne osoby ciekawe moich doświadczeń z kulturalnych i edukacyjnych organizacji pozarządowych. Od roku jestem zapraszany na zajęcia w roli gościa i choć to tylko półtorej godziny, bardzo je lubię.

Na studiach pojawiają się różne osoby, od takich, które stawiają swoje pierwsze kroki w świecie kultury po praktyków związanych z rozmaitymi organizacjami bądź wydarzeniami. Lubię interaktywne formy pracy, więc na tego typu spotkania nie przychodzę z gotową prezentacją na jakiś swój ulubiony temat, a pracuję z pytaniami zgłaszanymi przez uczestników.

Choć na spotkaniach pojawiają się pewne wspólne zagadnienia – gdyż jako praktyk odwołuję się do moich „pozarządowych” doświadczeń – to zaskakuje mnie różnorodność zgłaszanych tematów. W zeszłym roku grupa była najbardziej zainteresowana praktycznymi aspektami tworzenia wniosków grantowych, szczególnie budowania harmonogramów i kosztorysów. Tym razem pytania dotyczyły szerszego wachlarza spraw. Na pierwszy plan wysunęło się przekuwanie pomysłów w atrakcyjny projekt, prowadzenie badań kulturalnych oraz rozwój kompetencji.

Najmocniej w pamięci utkwiło mi pytanie o to, jak stworzyć niebanalny projekt – a raczej moja odpowiedź, która mnie samego zaskoczyła. Bo poradziłem, żeby w ogóle się nie skupiać na sprawianiu, żeby projekt był „wyjątkowy”, gdyż to przyciągnie uwagę do szczegółów i zaciemni obraz całości – a przede wszystkim, odciągnie ją od najważniejszego. Odbiorców.

Zaproponowałem spojrzenie na pomysły projektowe od strony tego, kto ma na nich skorzystać i czego naprawdę potrzebuje. I okazało się, że takie przemyślenie tematu sprawiło, że wyjściowe koncepcje stawały się bardzo konkretne i precyzyjnie adresowane do grupy docelowej. Mimo iż założyliśmy wspólny punkt wyjścia, to przyjęcie perspektywy różnych grup odbiorców zaowocowało bardzo zróżnicowanymi rozwiązaniami.

Wniosek ze spotkania skierował moją uwagę na jego początek, czyli pomysł, żeby zaproponować studentom rozmowę o tym, czego sami najbardziej potrzebują. Z czasów moich pierwszych studiów pamiętam, że nauka polegała głównie na wchodzeniu w gotowy program i struktury. Na definiowanie indywidualnych potrzeb i oczekiwań było niewiele miejsca, a przestrzenią mocniejszego definiowania siebie były koła naukowe.

Dzisiaj cieszę się, że mogę uzupełniać edukację akademicką o szkolenia, na które zapraszam studentów kierunków humanistycznych. Spotkania na uczelni są dla mnie przedsmakiem do dalszej pracy podczas warsztatów Laboratorium Kultury organizowanego przez Fundację Rokoko.